Dzisiaj jest czwartek, 25 kwietnia 2024. Imieniny Jarosława, Marka, Wiki

Węgorzewo: Wełykdeń, czyli ukraińska Wielkanoc

2010-05-28 16:08:16 (ost. akt: 2010-05-28 16:06:21)
— Minęło już tyle czasu, od kiedy Ukraińcy mieszkają na Mazurach, że między nami nie ma żadnej granicy — mówi Justyna Hrudeń

— Minęło już tyle czasu, od kiedy Ukraińcy mieszkają na Mazurach, że między nami nie ma żadnej granicy — mówi Justyna Hrudeń

Tradycyjny kalendarz liturgiczny w tym roku odsunął od rzymskokatolickich grekokatolickie i prawosławne święta Zmartwychwstania aż o pięć tygodni. To święto m.in. licznej w regionie mniejszości ukraińskiej, dla której Wielkanoc to Wełykdeń. Wielu członków mniejszości mieszka w Węgorzewie.

Zależy, o kogo chodzi — mamę, czy ojca — uśmiecha się Mirosław Maksyśko, zapytany o pochodzenie „sprzed akcji”. — Mama pochodzi z Surmaczówki w powiecie jarosławskim, tata — z niedalekich Skuratek. Ta cerkiew, którą mamy tu, w Węgorzewie, to jakby przedłużenie mojej ojczyzny.

— Jak czasem tak się złoży, coś tam wypadnie, że do cerkwi się nie pójdzie, to człowiek miejsca sobie znaleźć nie może… Niedziela wtedy jakaś taka… pusta — dodaje Stefan Kozij z Pawłowa. — Moja rodzina pochodzi ze Starego Lublińca w powiecie lubaczowskim. Człowiek chce się trzymać „swego”. Zaraz po przesiedleniu, jak nie było cerkwi w Węgorzewie, to się jeździło do Bań Mazurskich, do Chrzanowa… Tam, w Chrzanowie, szedłem do pierwszej Komunii Świętej, potem tam się zawsze jeździło na ten słynny odpust, na Petra i Pawła… A potem, pomalutku zaczęła tu, w Węgorzewie, nasza parafia powstawać. I tak jest dobrze: zawsze „swoich” co tydzień się spotka, choć słowo zamieni. I tak, jak na przykład dziś — życzenia świąteczne złoży.

— To, że obchodzimy święta „osobno”, według „starego” kalendarza, jest może niewygodne, ale… jesteśmy jakoś do tego przywiązani — mówi Ola Karkut z III c gimnazjum. — No i można dwa razy spotkać się z rodziną.
— Warto chyba podtrzymywać tradycję — dodaje Paweł Hnyłycia. — A święta chyba każdy lubi, więc jeśli są dwa razy — to tym lepiej. Mama i ciocie będą w tym tygodniu pichcić, dzieci jak zwykle będą malować jajka…

Młodzież ukraińska ściśle trzyma się razem, ale na co dzień, w szkole, nie czuje się wyalienowana.
— Minęło już tyle czasu, od kiedy Ukraińcy mieszkają na Mazurach, że chyba stało się to czymś zupełnie zwyczajnym — mówi Justyna Hrudeń. — Jesteśmy, równie jak ze sobą, zżyci z resztą szkoły. Nie ma żadnej granicy, żadnej różnicy.

Rodzice Danuty Markewycz pochodzili z Rudenki (okolice Ustrzyk Dolnych), Krystyny Hnyłyci — z Przemyskiego, z Dybkowa, rodziców Ireny Makowskiej przesiedlono z Surmaczówki.
— Wełykdeń spędzamy u mamy — mówi pani Danuta. — Póki mama żyje, a ma już siedemdziesiąt siedem lat, zawsze u niej. Na drugi dzień pojedziemy do drugiej mamy — do teściowej. Co roku tak robimy. A na trzeci dzień: albo u nas, albo już do pracy.

— Może byłoby i lepiej wreszcie ujednolicić kalendarz, ale właściwie ja się cieszę, że jest, jak jest — mówi Krystyna Hnyłycia. — W rodzinach „mieszanych” na „polskie” święta my idziemy do nich, na „ukraińskie” — oni do nas. Zawsze to życie bogatsze takie, ciekawsze.
Kilkadziesiąt tysięcy wiernych w regionie
Cerkiew Greckokatolicka w Polsce (Kościół Katolicki Obrządku Bizantyjsko-Ukraińskiego) jest drugim co do liczebności Kościołem na Ukrainie. Liczy około trzech milionów wiernych na Ukrainie oraz pięć i pół miliona poza jej granicami.

W województwie warmińsko-mazurskim mniejszość ukraińska liczy kilkadziesiąt tysięcy osób. Większość z nich to grekokatolicy.
Kalendarz gregoriański, współczesny, od lat powojennych do niedawna obowiązywał jedynie w parafii warszawskiej cerkwi greckokatolickiej, ale decyzją zwierzchników cerkwi już tegoroczna Wielkanoc, podobnie jak w parafiach unickich w całym kraju, będzie obchodzona w niedzielę, 27 kwietnia.
Kalendarz juliański obowiązuje też w parafiach prawosławnych

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB