Dzisiaj jest piątek, 29 marca 2024. Imieniny Marka, Wiktoryny, Zenona

Do końca mieliśmy nadzieję, że nas nie wywiozą. 65 lat temu zaczęła się zbrodnicza Akcja "Wisła"

2012-05-16 20:18:07 (ost. akt: 2012-05-16 20:24:35)
Do końca mieliśmy nadzieję, że nas nie wywiozą. 65 lat temu zaczęła się zbrodnicza Akcja Wisła

Autor zdjęcia: Sławomir Kędzierski

Jan Kupicz z Giżycka, rocznik 1930, urodzony w Rudzie Żurawieckiej w województwie lubelskim. W czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej otrzymywał medale za swoją pracę, ale pierwszy kontakt z władzą ludową przypłacił obozem w Jaworznie i dziesięcioletnim wyrokiem więzienia. Za współpracę z UPA.

— Do końca mieliśmy nadzieję, że nas nie wywiozą — wspomina pan Jan rok 1947 i akcję "Wisła" czyli przesiedlenie około 140 tysięcy rodzin ukraińskich z południowo-wschodniej Polski na tzw. Ziemie Odzyskane. Pogmatwane losy ludności ukraińskiej, polskiej i żydowskiej zamieszkującej ówczesną Lubelszczyznę to nie tylko rok 1947, który był już tragicznym finałem wydarzeń dziejących się wcześniej. — W mojej wiosce dominowali Ukraińcy — opowiada Jan Kupicz. — Mieszkało około 70 rodzin. Kilkanaście rodzin było żydowskich, około 20 polskich. Pozostali to byli Ukraińcy. Nie brakowało rodzin mieszanych, u jednych dominowała strona ukraińska, u innych odwrotnie. Nie brakowało ludzi, którzy posługiwali się dwoma językami.


Pierwsze wysiedlenia

Rodzina Jana Kupicza miała sześciohektarowe gospodarstwo uważane w tamtym czasie za średnie. Mama, tata i trójka chłopaków: Jan, Michał i Adam. Najstarszy Jan w chwili wybuchu wojny miał 9 lat i wszystkie wydarzenia z lat 40. przysuwają mu się przed oczyma niczym sceny z epickiego filmu: wejście Rosjan, później Niemców, pierwsze wysiedlenia rodzin ukraińskich z 1944 roku. Ale i to nie był jeszcze początek nieszczęść.

— Żyliśmy tam od wielu pokoleń i konfliktów w naszej wiosce nie było do czasu, kiedy w szkole pojawił się nauczyciel Piotr Piotrowski — wspomina Jan Kupicz. — Uczył mnie osobiście. Nauczyciel ten założył u nas organizację "Strzelec". Otwarta była na wszystkich. Pamiętam, że wstąpiło do niej nawet dwóch Ukraińców. Kiedyś w wiosce Ukraińcy postanowili zbudować świetlice, gdzie odbywałyby się różne zabawy i imprezy kulturalne. Polacy swoją świetlicę mieli. Kiedy wykopano fundament pod przyszły budynek, ktoś w nocy całą pracę zniszczył. Podejrzenie padło na Polaków. Ten Piotrowski zaczął mieszać ludziom w głowach. Takie drobne wydarzenia zaczęły rodzić niechęć. W 1938 roku można było kupić ziemię po rozparcelowanym majątku żydowskim. Polskie władze zezwalały na zakup tej ziemi tylko Polakom. Uważaliśmy, że jesteśmy krzywdzeni. Ale kiedy we wrześniu 1939 roku weszli Rosjanie, to właśnie jako pierwszych wywieźli na Syberię nabywców tej ziemi. Był to chyba 12 rodzin. W nocy obstąpili ich domy "enkawudziści". Dostali po dwie-trzy godziny na spakowanie się i do transportu. Później były wysiedlenia rodzin, które miały gospodarstwa w pasie przygranicznym między Rosjanami a Niemcami.

Ruszyła UPA
W 1941 roku władza z rosyjskiej zmieniła się na niemiecką. Wprowadzono dla gospodarzy obowiązkowe dostawy czyli kontyngenty. Bieda była straszna, a wszelką wyprodukowaną żywność trzeba było odstawić na potrzeby administracji niemieckiej. Niewywiązanie się z tego obowiązku groziło wywiezieniem do obozu koncentracyjnego i śmiercią. Kolejną zmianę przyniósł rok 1944. Pojawili się znów Rosjanie, potem Polacy.

— Poznaliśmy funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i milicjantów z opaskami na rękawach — opowiada Jan Kupicz. — Zaczął się rabunek ukraińskich gospodarstw. Wszystko to miało przyzwolenie władz polskich. Były już wtedy wyznaczane rodziny do wysiedlenia i wywiezienia na wschód. To najwyraźniej działo się w porozumieniu z Rosjanami. Wtedy ożywiła się UPA. Ludzie musieli się jakoś bronić przed rabunkami ze strony Polaków. My ciągle byliśmy na swoim gospodarstwie i mieliśmy nadzieję, że nas nie wywiozą. W takim stanie niepewności żyliśmy aż do 1947 roku. Nikt z nas nie był pewny dnia ani godziny. Ukrainiec wtedy to był człowiek, który nie miał żadnych praw.

Zabrali ojca i mnie
— Nadeszła wiosna 1947 roku. Wszyscy normalnie pracowali na swoich gospodarstwach — wspomina Jan Kupicz. — Ziemia została obsiana. Nikt się nie spodziewał, że za miesiąc czy dwa nas już tu nie będzie. Słyszeliśmy o wysiedlaniu ludzi z innych wiosek, ale do końca mieliśmy nadzieję, że nas to nie spotka. W czerwcu w wiosce zjawili się polscy żołnierze. Stanęli z namiotami. Było ich chyba z trzystu. Początkowo wszystko oglądali. Przychodzili do gospodarstw i patrzyli gdzie co jest. Któregoś dnia przyszedł do nas sąsiad Polak. Prosił o zamianę konia, bo jak stwierdził - tego wam i tak zabiorą.

A mieliśmy ładnego trzylatka. Ojciec tak był tym wszystkim zrezygnowany, że oddał mu naszego konia. Jednak zaraz po sąsiedzie przyszli polscy żołnierze i zabrali nam i tego pozostawionego u nas "sąsiedzkiego" konia. Nikt nie śmiał się przeciwstawić. To można było przypłacić życiem. Zostaliśmy bez niczego. Kiedy przyszedł dzień wysiedlenia, wokół wioski ustawili się żołnierze. Dano nam dwie lub trzy godziny na spakowanie się. Nie mieliśmy własnego konia, to podstawiono nam furmankę od polskiego gospodarza.

Niewiele zdołaliśmy zabrać. Większość dobytku została. Jednak zanim ruszyliśmy w drogę przyszli do nas "ubowcy" i zabrali ojca. Po jakimś czasie przyszli ponownie i zabrali mnie. Matka została z moimi dwoma braćmi. Zobaczyłem ją dopiero po sześciu latach, w Gębałce na Mazurach, kiedy wyszedłem z więzienia.

Za to, że jesteś Ukraińcem
— Po aresztowaniu zostałem przewieziony do UB w Tomaszowie Lubelskim — opowiada pan Jan. — Tam byłem bity i przesłuchiwany. Pytali mnie o UPA. Czy sam należałem do UPA? Co o nich wiem itd. Dowiedziałem się, że jeden sąsiad powiedział im, że ktoś mnie widział z karabinem. To nie była prawda, ale bili mnie i kopali przez tydzień, aż cały opuchłem. Przewieźli mnie do obozu w Jaworznie.

Tam znowu przesłuchiwali mnie i bili, pytali o UPA. Byłem strasznie pokaleczony. Złamali mi nos, wybili z przodu zęby. Mało mnie nie udusili. Już wolałem śmierć niż dalsze maltretowanie. W końcu przyznałem, że widziałem UPA, więc wpisali, że przekazywałem informacje dla UPA. We wrześniu 1947 roku przewieziono mnie do sądu w Krakowie.

Tam stanąłem przed sądem z jednym żołnierzem AK i Ukraińcem z UPA. Ukrainiec otrzymał karę śmierci za przynależność do UPA, a ja dostałem 10 lat. Jak mi powiedziano: "za współpracę z bandami UPA". Kiedy pytałem sądu za co ten wyrok, to od ławnika sądowego usłyszałem: "Synu, za to że jesteś Ukraińcem". Odsiedziałem sześć lat i zostałem zwolniony. Mój ojciec odsiedział 7 lat.

Medale za czasów PRL
Jan Kupicz po wyjściu z więzienia przyjechał do rodziny w 1953 roku. Matka wtedy mieszkała już w Gębałce na Mazurach, niedaleko Węgorzewa. Pierwsze miejsce ich pobytu to były Piłaki Wielkie, ale tu samotna kobieta z dwójką dzieci nie miała warunków do życia. Znaleźli nowe gospodarstwo, gdzie zamieszkali kątem u kuzynów, ale tu już było lepiej. — Kiedy wyszedłem z więzienia i przyjechałem do Gębałki przy wzroście 183 cm ważyłem 48 kg — opowiada pan Jan. — Byłem strasznie wycieńczony i zmarnowany. Poszedłem do pracy w melioracji. Kopałem rowy i za pierwsze zarobione pieniądze kupiłem sobie ubranie.

Nie miałem nic. Później znalazłem pracę przy skupie buraków cukrowych. Zostałem pracownikiem cukrowni, w której przepracowałem 45 lat. Otrzymałem liczne medale za dobrą pracę w PRL. Najpierw byłem wrogiem z UPA, a później dostawałem medale.

Sławomir Kędzierski
s.kedzierski@gazetaolsztynska.pl


Zobacz:






Komentarze (7) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. &uu #704644 | 188.147.*.* 11 cze 2012 13:13

    abc - ale ktoś Ci wyprał mózg.Władza Ludowa nagradzała ale jak banderowiec to i karała-poniał.

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  2. abc #695367 | 88.156.*.* 2 cze 2012 19:12

    Już za Zygfryda wladza ludowa dałaby Ci nauczkę. W najlepszym przypadku byłbyś Zygmuntem. Szanuję wszystkich pokrzywdzonych ale od dawna intryguje mnie inna sprawa. Mój ojciec jest trochę starszy od bohaterow tego i podobnych artykułów i w tych czasach miał wielkie G.. do gadania. Natomiast dużo młodsi od Niego to albo przeciwnicy władzy ludowej albo kombatanci ( w zależności od panującej wladzy, okupanta, sytuacji itp itd ) obecnie oczekujący odszkodowań, wyższych emerytur.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  3. Zygfryd #678563 | 82.139.*.* 20 maj 2012 05:51

    Władza Ludowa za free nie dawała 10 lat ciurmy- musiał byś aktywnym banderowcem.

    Ocena komentarza: warty uwagi (19) ! - + odpowiedz na ten komentarz