Boję się, że na tym się nie skończy

Podkijowska Bykownia to bodaj największa nekropolia ofiar sowieckiego komunizmu. Spoczywa tam 100-120 tysiecy Ukraińców, ale też Polaków czy Rosjan zamordowanych przez NKWD w latach trzydziestych XX wieku. W 1940 roku NKWD zamordowała tam co najmniej 1700 polskich oficerów z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej, która zawiera nazwiska prawie 3,5 tys. obywateli RP, oficerów Wojska Polskiego, policjantów i urzędników. Cmentarz w Bykowni to czwarta po cmentarzach w Lesie Katyńskim, Charkowie i Miednoje nekropolia upamiętniająca polskie ofiary NKWD. W środę nieznani sprawcy sprofanowali dwa postawione w Bykowni pomniki. Na upamiętniającym polskich oficerów kto napisał czerwona farbą „SS Galizien”, a na ukraińskiej „OUN-UPA ku...a”. Napisy są w języku ukraińskim, ale z błędem. Stąd zapewne wykonała je osoba nie znająca tego języka. (zamiast ГалИчИна, ГалNчNна

— Jestem zdruzgotany tym, co się stało, bardzo to przeżyłem — mówi wicemarszałek MIron Sycz, który był wielokrotnie w Bykowni, także na otwarciu cmentarza w 2012 roku z udziałem ówczesnych prezydentów Polski. Ma też swój udział w odnalezieniu pełnej tzw. ukraińskiej listy katyńskiej, która zawiera nazwiska prawie 3,5 tys. obywateli polskich, w tym oficerów Wojska Polskiego, policjantów i urzędników, ofiar zbrodni katyńskiej.

To drugi w ostatnim czasie przypadek dewastacji polskiego miejsca czci na Ukrainie. Kto mógł dopuścić się tych aktów wandalizmu? 
 — To robota na zlecenie. Po prostu prowokacja — mówi wicemarszałek Sycz. — Boję się jednak, że na tym się nie skończy — dodaje. 


Andrzej Mielnicki