Na Ukrainie zostawili synka, żeby w Olsztynie ratować córeczkę. Podczas gdy chora na białaczkę dziewczynka ma już zapewnione leczenie, to jej rodzice ledwo mogą związać koniec z końcem. Bardzo potrzebują pomocy. Liczy się każdy grosz.
Marina Meretina ma osiem lat. W kwietniu ukraińscy lekarze zdiagnozowali u niej ostrą białaczkę limfoblastyczną. Tamtejsi onkolodzy podali jej pierwszą serię chemii. I rozłożyli ręce, mówiąc, że więcej dla niej nic nie mogą zrobić. Podpowiedzieli, aby szukać ratunku za granicą.
Dzięki pomocy zaprzyjaźnionego księdza Marina mogła przyjechać do Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Olsztynie. Jest tutaj od maja. Cały czas przebywa na oddziale onkologii i hematologii. Na początku nie była ubezpieczenia i rodzice musieli zapłacić wysoki rachunek, który opiewał na ponad 50 tys. zł. Udało się to dzięki zbiórce rodziny i sąsiadów, jaką zorganizowali w swojej parafii na Ukrainie, a także między innymi dzięki pomocy Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. Najpierw z pracy zrezygnowała pani Swietłana, mama dziewczynki. Na Ukrainie sama zajmowała się pomocą ludziom potrzebującym, tym, którzy zostali poszkodowani w wybuchu w elektrowni w Czarnobylu.
— Żeby nie zadłużać się bardziej, zostawiłem pracę na Ukrainie i przyjechałem pracować do Olsztyna. Dzięki temu, że pracuję tu legalnie, jestem ubezpieczony, a dzięki temu ubezpieczona jest także Marina. Dalsze leczenie nasza córka ma więc zapewnione — mówi Wasyl, tata Mariny.
Leczenie tak, ale rodzinę pogrążają koszty utrzymania w Polsce. Ojciec zarabia tyle, że wystarcza tylko na opłacenie stancji i ledwo na jako takie przetrwanie. I chociaż rodzinie pomagają od czasu do czasu mieszkający w Polsce Ukraińcy, wciąż to kropla w morzu potrzeb.
Poza tym na Ukrainie, pod opieką babci, został najmłodszy syn Meretinów. Chłopiec już od dawna nie widział rodziców i bardzo za nimi tęskni. — Niby rozumie, że tak trzeba i musimy leczyć w Olsztynie Marinę, ale to przecież malutkie dziecko — mówi Swietłana o swoim pięciolatku. Mama jest cały czas w szpitalu z Mariną. Właściwie zamieszkała na onkologii. Także tata przychodzi do córki kiedy tylko może.
Iwona Żochowska-Jabłońska, dyrektor zarządzający Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”, która zaangażowała się w leczenie Mariny, zachęca, aby pomóc całej rodzinie. — Ważne są nawet drobne kwoty, bo to pozwoli im przetrwać najtrudniejszy czas — zachęca.
Można także wpłacać pieniądze bezpośrednio na konto Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”: 58 1240 1590 1111 0000 1453 6887. Liczy się dosłownie każda złotówka. A jeśli ktoś chce i może pomóc rodzinie w inny sposób, prosimy o telefoniczny kontakt z fundacją pod numerem 89 539 74 04.
Małgorzata Kundzicz
Dzieciom, które są pod opieką Fundacji „Przyszłość dla dzieci”, w tym Marinie Meretinie, można pomóc w każdej chwili. Wystarczy wpłacić pieniądze na konto fundacji: 58 1240 1590 1111 0000 1453 6887.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez